niedziela, 30 września 2012

girlandy...


tak, tak, szydełkowanie nas opanowało ;).....
do naszego grona szydełkowych maniaczek dołączyła Scraperka ;)...
Aniu trzymam kciuki za Ciebie, mam nadzieję, ba!! jestem pewna, że szydełkowanie sprawi Ci ogromną frajdę i radość....
tak więc kochana szydełkuj a ja wspieram Ciebie duchowo i jak mi się uda nie tylko duchowo hihihih......


ja ostatnimi czasy oprócz kocyków robię girlandy...
ech i oczywiście obiecuję sobie, że choć jedna zostanie u mnie....
ale jak narazie jestem typowym przykładem przysłowia....
że "szewc bez butów chodzi" ;)....



najnowsze girlandy powstały dziś w nocy....
tak, w nocy, szydełkowałam do trzeciej...
dobrze, że jestem Nocnym Markiem ;), więc wreszcie w ciszy i spokoju mogłam poświęcić troszkę czasu dla siebie i tego co kocham...
strasznie żałuję, że moja doba jest taka krótka ;(....
ale dla chcącego nic trudnego ;)....
tylko rano jakoś trudno mi się dobudzić hihihi.....



girladny jutro pojadą do Syl...
być może trafią do Syl sklepiku a może zostaną w jej domu na co liczę ;)...
być może pojawią się na kiermaszu w niedzielę wraz z Sylową emalią....
zobaczymy, tak czy owak starałam się zrobić girlandki w Sylowych kolorach...
i chyba wreszcie zaczynam lubić kolor czerwony!! ;)....




moje dziewczynki oczywiście już mi w brzuchu wiercą dziurę, kiedy zrobię im po girlandzie?...
i pytają czy w tym roku będziemy mieć "szydełkową choinkę"? ;)...
kto wie? może podejmę wyzwanie ;)...
oby tylko mi czasu starczyło hihih, bo zapał mam wielki...
tylko z czasem tak krucho...
muszę się koniecznie bardziej zorganizować...



a pamiętacie jak kiedyś pisałam o swojej wymarzonej "szydełkowej szafie"?...
miała powstać z cudnych drzwi z okienkiem...
ale ten brak czasu ;(....
postanowiłam, więc zrobić na włóczki tzw. "tymczas" ;)
by mieć wreszcie do nich normalny dostęp.... i tak....



i tak wczoraj pół dnia układałam włóczki i cieszyłam jak dziecko ;)....
raz jeszcze z całego serca i sił dziękuję swoim przyjaciołom za pożyczenie mi kasy na zakup nowych moteczków bawełenki ;)...
 za podarowanie mi tony arkylowych włóczek ;)...
i mojemu Aniołowi za umożliwienie mi sprzedaży swoich szydełkowych tworków ;).....




samo układanie tych cudów sprawiło mi tyle radość ;)...
teraz chodzę i non stop otwieram magiczne drzwiczki i napatrzeć się nie mogę ;)....
jak widzicie jestem juz "zorganizowana", więc gdyby ktoś sobie życzył girlandę, poduszkę, bądź kocyk hihihi proszę o kontakt ;)....
ach taką prywatę sobie zrobiłam...
 muszę jakoś dorobić do "pokaźniej oświatowej pensyji" ;) ... 
a teraz skoro już pojechałam z tą prywatą...
pozwolę sobie pokazać Wam jeszcze swoją girlandę o obiektywie Syl....



czy może być coś piękniejszego?
Syl dziękuję Ci za tak piękne zdjęcia...
to jest prawdziwe mistrzostwo świata!!!



ściskam Was kochani i cudnego, kolorwego tygodnia Wam życzę!!

szczególnie pozdrawiam Panią Damarys- trzymam kciuki kochana!! wracaj do nas szybko, bo bez Ciebie to już nie to samo...
ściskam również mocno kuchareczkę Asię ;) czy mogę poprosić jeszcze o takie pyszne orzeszki? ;)

buziaki
Wasza Agnieszka Niebieska


niedziela, 23 września 2012

jesiennie...


przyszła jesteń.... piękna, kolorowa, z dyniami, z wrzosami, z chryzantemami...
ach chciałabym zmienić choć troszkę otoczenie mojego domku...
dodać fioletów, pomarańczu, czerwieni...
a mi tu pelagronie jeszcze tak pięknie na różowo kwitną...
surfinie nadal pachną cudownie....
ech jakie cudne wspomnienie lata...
więc cieszę się jak dziecko...
i marzę, by było jeszcze troszkę słonecznie i ciepło....
by zdążyć naładować baterie przed zimą...



obiecałam Wam kiedyś, że pochwalę się efektem mojej letniej tyrki..
pisałam o tym o tu
i oto właśnie moja chatka w jeszcze letniej odsłonie, choć zdjęcia robione już jesienią ;)...



mam wreszcie swój mały ganek...
mam też upragnione ornamenty....
musze znaleźć tylko trochę czasu i wreszcie pomalować kapliczkę...
oczywiście w moje ukochane kolory ;)...



 wraz z jesiennym chłodem pojawił się w moim domku jeszcze ktoś...
przyszedł, zamiauczał i został...
Gustaw, Gucio, Gutek....



i nadal dziwi mnie tak często zadawane mi pytanie...
po co Ci tyle kotów?...
a czy miłość można zmierzyć?...
czy mam prawo zabronić sobie i własnym dzieciom kochać?
czy mam prawo zabronić im dostępu do szczęścia jakie daje kontakt z mruczącym przyjacielem?...
nawet jeżeli tych małych przyjaciół jest już szóstka...



starczy nam miłości i na kolejną dziesiątkę ;)...
i co najważniejsze nie jesteśmy uczulone ;)....
i wtulam się w tego tyci, tyci kotka...
który mruczy jak traktorek a brzuszek ma taki cieplutki....
pełnia szczęścia...

szczęśliwy dom gdzie pająki i koty są.... ;)

ściskam Kochani udanego tygodnia Wam życzę ;)


sobota, 15 września 2012

zmiany...zmiany...zmiany....



pisząc ostatniego posta nie sądziłam, że kilka godzin póżniej moje spokojne dotychczasowe życie zmieni się tak bardzo...
wystarczył tylko jeden telefon...
i nagle z blogerskiego świata przeniosłam się w świat realny...
moje "nocne" życie zamieniłam na poranne wstawanie o nierealnej dla mnie godzinie piątej!!....
a nadmiar czasu został zamieniony na totalny brak czasu na wszystko....
a dlaczego?
a dlatego, iż zachciało mi się nowego doświadczenia....

i tak od dwóch tygodni jestem etatową ciocią....
ciocią dla 25tki rozbrykanych 3latków....
i  dopiero teraz wiem jaka to ciężka praca...
nerwy trzeba mieć ze stali i jak mi ktoś powiedział- trzeba lubić dzieci...
a ja lubię... lubię, choć często chciałabym dosłownie stamtąd uciec....
i tak w przeciągu ostatnich dwóch tygodni złożyłam dwa razy oficjalne wypowiedzenie
- które spotkało się z totalną ignorancją ze strony dyrekcji..
 usłyszałam jedynie, że mam "nie pękać"...

 niemal codziennie zastanawiam się po tysiąckroć " co ja tu właściwie robię"? i "jak długo wytrzymam"?...
ale okazało się, że nie tylko ja mam takie wątpliwości, czyli jednak chyba wszystko ze mną ok ;) ...
 i tak po ośmiu godzinach pracy w hałasie, po ośmiu godzinach powtarzania...
Dominik nie ruszaj, Dominik wracaj, Dominik zostaw to...
Gracjan uważaj, Gracjan nie wyrywaj...
Antek uspokój się, Antek ciszej, Antek siadaj...
przyjeżdzam do domu i padam dosłownie na pysk...
o 20stej śpię w objęciach Morfeusza jak dziecko...
co więcej, popołudniami latam jak opętana po lekarzach załatwiając potrzebne do pracy zaświadczenia...
i tak siłą rzeczy nocuję we własnym domu średnio raz w tygodniu...

nie widzę córek, kotów i nie mam swojego ukochanego niebieskiego świata..
nie mam siły, by zajrzeć i zostawić komentarz u ulubionych koleżanek...
 słowem wariactwo totalne...
sama nie wiem, czy "gra jest warta świeczki"...
ale narazie w nią gram i staram się przynajmniej, aż tak bardzo wszystkim nie przejmować...
ech i powli zaczynam wreszcie dostrzegać plusy mojego obecnego "położenia"..
poznałam Panią K i Pana K, świetnych, przesympatycznych ludzi z pasją, bez których nie byłoby tak fajnie i chyba już dawno uciekłabym gdzie pieprz rośnie...
poznałam Panią B, uroczą, delikatną i ciepłą osóbkę, która powoli zaczyna ogarniać całe nasze małe towarzystwo..

ach... i najważniejsze...
pewien Oskarek uderza w histerię, gdy po przyjściu do przedszkola nie zastaje swojej "ulubionej" Pani i z wyrzutem pyta mnie "gdzie mnie nie było?"...
pewna mała Zuzia zasypia tylko wtulona w moje ramiona...
wspomniany Dominik, którego roznosi ADHD daje mi tulnięcia i mówi, że mnie kocha...
z Krystynką obserwujemy zegarek i odliczamy kiedy mama przyjdzie...
ach tylko czasem mi przykro, że przypadła mi rola "złego policjanta"...
ale gdyby nie mój doniosły ryk, chyba by sobie jak to mówi moja mama
"łby pourywały"....

tak więc moje drogie blogowe koleżanki wybaczcie mi moją nieobecność na Waszych blogach
staram się jak tylko mogę nadrabiać zaległość i podczytywać Wasze wpisy, nie zawsze mając siłę napisać komentarz...
dziękuję bardzo, bardzo gorąco za wszystkie WYRÓŻNIENIA jakie dostałam przez ostatnie dwa tygodnie...
jest mi strasznie miło i naprawdę bardzo się z nich cieszę...
dziękuję Dagmarze z  http://podaniolkiem.blogspot.com/
dziękuję Tynce z http://mojewnetrzarskieja.blogspot.com/
dziękuję Anuszce z http://kotburykot.blogspot.com/  za ciągłe inspiracje i podtrzymywanie na duchu...
i przepraszam jeżeli kogoś pominęłam, ale naprawdę nie ogarniam wszystkiego, gdyż czas dosłownie jak woda płynie mi przez palce....
wybaczcie również, że ja nie wytypuję swoich "godnych polecenia blogów"...
nie dlatego, że pałam niechęcią do wyróżnień, ale przede wszystkim dlatego, iż jest ich za dużo...
wszystkie w zakładce "uwielbiam" autentycznie podziwiam, podglądam i jak zaznaczyłam uwielbiam całym sercem...

 po całym tygodniu totalnego wariactwa i pośpiechu nadrabiam w weekendy domowe zaległości a jak mi się uda staram się wyrywać też choć chwilę dla siebie i moich pasji, inaczej zwariowałabym totalnie....
szafkę ze zdjęć zrobiłam dwa tygodnie temu...
powstała ze starych drzwiczek od kredensu a drewniane boczki pomalowałam w moje ulubione kolory....
brakowało mi apteczki, więc z założenia szafeczka ma pełnić taką rolę....
natomiast szybkę sobie wyszydełkowałam ;)...
kiedyś zrobiłabym ją w jeden wieczór...
teraz zajęło mi to dwa tygodnie, robiłam wieczorami w których udało mi się być we własnym domu...
no cóż.. najważniejsze, że się w końcu udało ;)...

ach i zapomniałabym pomimo totalnego pośpiechu udało mi się odwiedzić swoje ulubione miejsce ;)...
finał moich odwiedzin?....

cała torba ukochanych makatek, firanka kołkowa, cudna niebieska maszyna, budzik z lat 30stych i boska niebieska puszka ;)..

o Matko!!! jak ja to kocham!!!! ;)....
i tym optymistycznym akcentem kończę ściskając Was serdecznie!!! ;)